Artykuły |
kategoria: Podróże>Afryka |
data dodania: 2010-03-01
|
autor: kopernik18 |
Kenia - safari, zaćmienie słońca, pociąg i wybrzeże |
|
ocena: 3.28 | przeczytano 1831 razy |
Kenia, 8 do 23 stycznia 2010 r.
Część 1: Przylot i spotkanie z nadzorcą strefy
Część 2: Safari w Tsavo East
Część 3: Safari w Tsavo West
Część 4: Safari w Amboseli
Część 5: Obrączkowe zaćmienie słońca w Betel
Część 6: Podróż pociągiem: Nairobi - Mombasa
Część 7: Na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego
Część 8: Ruiny w Gede i plaża w Watamu
Część 9: Na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego (ciąg dalszy)
Część 10: Podróż pociągiem: Mombasa - Nairobi
Część 11: Pole ananasów, kawy i powrót do domu
Część 1: Przylot i spotkanie z nadzorcą strefy
W ramach przygotowań do wyjazdu do Afryki zaczęliśmy podglądać zwierzęta na żywo dzięki kamerom umieszczonym w Internecie. Na przykład w
Botswanie do wodopoju przychodziły najróżniejsze zwierzęta. Gnu, impale i wiele innych antylop oraz zebry, małpy, guźce, hieny i słonie. Te
ostatnie szczególnie wieczorem lubiły się kąpać. Transmitowany był na żywo nie tylko obraz, ale i dźwięk. Co więcej kamerą najwyraźniej cały
czas ktoś sterował, obracał i przybliżał, poszukując zwierząt w okolicy. Pewnego razu obserwowaliśmy i słuchaliśmy przechodzącą burzę. W RPA
też podglądaliśmy niewielki wodopój a dodatkowo była też kamera zabierana dwa razy w ciągu dnia na samochód i można było brać udział na żywo w
trzygodzinnym safari. Dwa tygodnie przed wyjazdem zaczęliśmy brać środek antymalaryczny i ujawnił się jeden z jego ubocznych skutków, trudności
ze snem. Budziliśmy się w środku nocy nie mogąc dłużej zasnąć. W końcu spakowaliśmy się i pięknego słonecznego, zimowego dnia ruszyliśmy na
lotnisko. Wieczorem przyszły chmury i zaczął padać śnieg. Samolot, który miał nas zabrać do Zurychu przez pewien czas nie mógł wylądować,
ponieważ nie nadążano za odśnieżaniem pasa startowego. Na razie nie martwiliśmy się opóźnieniem, ponieważ połączenie mieliśmy dopiero rano.
Aczkolwiek przypomniało mi się jak osiem lat temu o mało nie spóźniłem się na przesiadkę do Nairobi, ponieważ samolot z Zurychu do Krakowa w
ogóle nie przyleciał i łapałem inne połączenie przez Warszawę! W końcu z dwugodzinnym opóźnieniem wystartowaliśmy! Lotnisko w Szwajcarii jest
przyjazne obieżyświatom z małym budżetem, więc nie było problemu w znalezieniu sobie wygodnej kanapy przy jakiejś zamkniętej restauracji. Tam
przespaliśmy sobie spokojnie do rana.
Potem przejechaliśmy kolejką do innego terminalu. Po drodze na ścianach tunelu były ekrany wyświetlające kolejne klatki filmu z motywem
alpejskim. Właściwie dobrana prędkość jazdy dawała wrażenie wyświetlanego filmu za oknem wagonika. Bardzo ciekawy pomysł! Z kolejnego samolotu
najpierw podziwialiśmy szczyty Alp wystające ponad morze chmur, potem morze chmur, następnie samo morze a na koniec wlecieliśmy nad bezkresne
morza piasków Sahary. Widzieliśmy piękny klejnot pustyni, błękitne jezioro Nasera. Dalej wzdłuż Nilu dostrzegliśmy poletka uprawne a w końcu
pojawiły się chmury
i to od razu burzowe. Po pięknym zachodzie słońca, niebo zaczęły rozjaśniać nam błyskawice. Po wylądowaniu okazało się, że trwa wielka ulewa.
Zatem Afryka powitała nas w porze suchej, deszczem. Taksówkarz miejscami nie mógł wcale jechać, bo widoczność spadała prawie do zera. Na
dodatek w centrum były takie korki, że nikt nie przestrzegał świateł na rondzie. Kto sprytniejszy, ten pierwszy. O dziwo nie było żadnych
stłuczek. Chyba są przyzwyczajeni do takiego stylu jazdy na zderzaku. Z przyjemnością stwierdziliśmy, że ludzie chętnie tu rozmawiają o Bogu i
słuchają wyjaśnień opartych na Biblii. Nasz taksówkarz z przyjemnością z nami rozmawiał o zmianach, jakie Bóg zamierza zaprowadzić tu na ziemi.
Dojechaliśmy do Milimani Backpackers i rozlokowaliśmy się w malutkich pokoikach. Było tu jednak wszystko, co potrzeba strudzonemu podróżnikowi.
Z przyjemnością powitaliśmy prysznic z ciepłą wodą i wygodne łóżeczko pod moskitierą. Do snu układała nas najstarsza kołysanka świata - deszcz.
Zastanawialiśmy się, jak to będzie rano, ponieważ szykowało się ogromne zgromadzenia na miejscowym stadionie. Na szczęście o wschodzie słońca
deszcz przestał padać. Musieliśmy zwiedzić więcej niż planowaliśmy, ponieważ mama miała jakieś problemy z węzłami chłonnymi i trafiliśmy do
przyszpitalnej przychodni. Kto ma pieniądze ten się leczy, a kto nie ma, albo wyzdrowieje albo umrze. Tak niestety jest nadal tu w Afryce.
Planowaliśmy dojechać do Jamhuri Park lokalnym środkiem transportu ale było już mało czasu do rozpoczęcia programu, więc po krótkich
negocjacjach ruszyliśmy w drogę taksówką. Oczywiście rozmawialiśmy z kierowcą o odbieranych przez nas pouczeniach na takich spotkaniach jak to,
na które jechaliśmy. Akurat w tym czasie Kenię odwiedził Nadzorca Strefy, brat David Sinclair. Wysłuchaliśmy po angielsku bardzo ciekawego
przemówienia o kształtowaniu naszej osobowości w oparciu o rady z Pisma Świętego. Wykład jak i streszczenie artykułu ze Strażnicy były
tłumaczone na język Suahili.
Wśród ponad jedenastu tysięcy zgromadzonych niewiele widzieliśmy białych twarzy. Tak więc tu jesteśmy Mzungu - obcokrajowcami, chociaż wśród
naszych duchowych braci i sióstr czuliśmy się, jak u siebie. Po spotkaniu poznaliśmy wiele miłych osób i wymieniliśmy do siebie kontakty.
Rozmawialiśmy z młodym Sedrikiem, który sam z rodziny poznał prawdę. Ochrzczony trzy miesiące temu jest już pionierem pomocniczym i chce dalej
zwiększać swój udział w służbie. Wspomniał, że nigdzie nie znalazł tak przyjemnego miejsca jak w Bożej organizacji. Zamieniliśmy też parę słów
z Richardem, który już napisał do nas maila. W końcu odnalazł nas John, któremu wysłaliśmy SMS-a. Tego brata poznałem osiem lat temu, gdy po
raz pierwszy byłem w Kenii. Wówczas obydwaj byliśmy kawalerami a teraz mogliśmy przedstawić sobie nasze żony.
John do dzisiaj wspomina, jak zabrał mnie na zebranie do Sali Królestwa na terenie Kibery, ogromnych slumsów w Nairobi. Teraz przejeżdżaliśmy
przez ten teren samochodem. To naprawdę przykre patrzeć, jak ludzie żyją pod rządami innych ludzi. Mimo, że robi się wiele, zapewniono
bezpłatną podstawową edukację, buduje się drogi, to jednak większość problemów pozostaje nierozwiązana. Jak to dobrze, że wkrótce władzę nad
ziemią przejmie sam Jezus Chrystus! John i Purity zaprosili nas do swojego mieszkanka w Domu Betel, gdzie pracują. Z przyjemnością wypiliśmy
herbatę, oczywiście z mlekiem
i bliżej się poznaliśmy. Gospodarze zaprezentowali nam taniec w rytm afrykańskiej muzyki a my zaśpiewaliśmy im po polsku jedną z nowych pieśni.
Przyszły też trzy siostry Purity i wspólnie zrobiły pyszny obiadek. Egzotyki dodawały chodzące po ogrodzie ibisy, głośno skrzecząc. Po południu
pojechaliśmy do centrum miasta, oczywiście używając lokalnego autobusu. Cena za przejazd to około 70 groszy. Zdarzało nam się też jechać na
krótszych odcinkach za 37 groszy - jakieś 10 miejscowych szylingów. Wymieniliśmy pieniądze, nakupiliśmy wody i zobaczyliśmy przedostatnie
krople deszczu w czasie naszego pobytu w Kenii, zwieńczone kolorową tęczą nad biurowcami w centrum miasta. Aż trudno uwierzyć, że chodzimy po
ziemi, która zaledwie sto lat temu była siedliskiem dzikich zwierząt niebezpiecznych dla człowieka. Teraz widzimy tu imponujące strzeliste
konstrukcje ze szkła i stali. Zasadzono egzotyczną roślinność - przepiękne bugenwille, rzęby, eukaliptusy oraz akacje australijskie. Zakurzone
niegdyś bezdroża stopniowo przekształcono w zadrzewione aleje, zapewniające cień. Przeczytaliśmy, że Nairobi jak silny magnes przyciąga mnóstwo
przedstawicieli najróżniejszych narodowości. Liczba mieszkańców przekroczyła już trzy miliony. Stolica Kenii to istny tygiel kulturowy i
niewielu z mieszkańców stolicy można nazwać rodowitymi nairobijczykami. Większość przybyła tu z różnych stron kraju w poszukiwaniu pracy.
|
strona: 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11
oceń artykuł:
|
skomentuj artykuł:
|
komentarze do artykułu:
|
| 2. | 2011-06-08 20:59:35 | gość: aleksandra
| Piękny artykuł. Też się wybieramy wraz z mężem do Kenii, chociaż nie wiem, czy uda się w tym roku. Z całą pewnością spotkanie z tamtejszymi braćmi będzie niezapomnianym przeżyciem. Pozdrawiamy serdecznie ze zboru w Bełchatowie.
|
| 1. | 2011-01-16 15:37:23 | gość: Urszula
| Cudownie opisaliście to wszystko. Wiele informacji o tym pięknym kraju i braciach, którzy tam się trudzą. Pragnę tam pojechać w tym roku. Czy można zasięgnąć u Was informacji?
|
|
|
|